Hotel ŁucjaKaplica pod wezwaniem św. JackaOchotnicza Straż Pożarna ZakrzówPSP NR3 i Świetlica MłodzieżowaRuiny XIV wiecznego zamku

Wyjazd na Zachód kusi i Heimat pociąga

www.nto.pl

W pałacu "Lucja” w Zakrzowie absolwenci Kuźni Młodych Liderów zastanawiali się, czy ich pokoleniu lepiej zostać w regionie czy emigrować.

Już wstępna prezentacja uczestników piątkowo-sobotniego seminarium „Zostać w Polsce czy wyjechać?” zorganizowanego przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej potwierdziła, że zdecydowana większość z nich stoi rzeczywiście przed wyborem opisanym w tytule spotkania. Udział w konferencji niejednej osobie miał pomóc w dokonaniu tego wyboru.

Przed podobnym dylematem żyjący na Śląsku Opolskim Niemcy, i nie tylko oni, stają od dawna. Za pracą wyjeżdżało się stąd już przed II wojną światową.

Po niej na Zachód ruszały kolejne fale emigracji. Jak wielka jest różnica między sytuacją dzisiejszych młodych ludzi i pokoleniem wyjeżdżającym u schyłku PRL-u pokazało uczestnikom spotkanie z Josefem Cyrusem.

Pochodzący z Raciborza absolwent łódzkiej szkoły filmowej, pokazał swój film dokumentalny „Aussiedler, die ersten 10 Jahre” i opowiedział o swojej emigracji (wyjechał z Polski w 1986 roku).

Wyłonił się z tego obraz daleki od optymizmu. Wyjeżdżający dopiero w Niemczech doskonalili język, więc często z konieczności pracowali poniżej kwalifikacji, np. dyrektor szkoły zostawał opiekunem w ośrodku dla osób niepełnosprawnych. Z trudem adaptowali się w nowym systemie prawnym i oswajali nowinki technologiczne.

bilde.jpeg

Bohaterowie filmu Cyrusa nie czują się do końca akceptowani. Tęsknią za Heimatem, ale po powrocie i tu nie są w pełni u siebie.

Nierzadko podejmują więc decyzję o powtórnej emigracji. To szarpanie się często rozbija rodziny. Ich poziom życia oczywiście tak czy owak rośnie, ale przywiązanie do śląskości - tradycji, potraw, obyczajów itp. zdecydowanie słabnie.

- Gdybym emigrując w 1986 roku mógł przewidzieć, że za trzy lata mur berliński runie, nigdy bym się na wyjazd nie zdecydował - mówił pan Cyrus.

- To jest przejmujący, poruszający obraz, w pewnym sensie tragiczny - przyznawali w dyskusji uczestnicy spotkania. - Ale to już nie jest świat naszych problemów. Nie ma granicy, nic nam ani naszym bliskim z powodu wyjazdów nie grozi, a język niemiecki znamy na równi z polskim.

Współczesną sytuację niemieckiej gospodarki i w tej perspektywie szans młodzieży przedstawił Georg Smuda, przedsiębiorca - właściciel firmy Smuda Consulting - z dużym biznesowym doświadczeniem, tak w Niemczech, jak i w Polsce.

Pan Smuda pokazał niemiecką gospodarkę jako jedną z najlepiej w Europie przygotowanych do radzenia sobie z kryzysem. Podkreślił, że bezrobocie wynosi dziś w Niemczech nieco ponad 7 proc. (przy czym wartość tę zawyżają wschodnie landy, w Bawarii czy Badenii-Wirtembergii prawie go nie ma). - Jedna czwarta gmin w Niemczech praktycznie nie zna dziś problemu bezrobocia - mówił referent.

Na podobnym poziomie kształtuje się także średnie bezrobocie wśród młodych ludzi - dla porównania, w Hiszpanii wskaźnik ten wynosi ok. 55 proc.

Georg Smuda nie wyciągał z tych danych pozornie logicznego wniosku: trzeba wyjeżdżać jak najprędzej. Zwrócił uwagę, że zamierzający emigrować powinien odpowiedzieć sobie na pytania: Czy jestem specjalistą w danej branży? lub Czy mogę nim w stosunkowo krótkim czasie zostać?

Pytanie to jest o tyle istotne, że bardzo dobrze opłacana w Niemczech jest przede wszystkim praca specjalistów. Osoby wykonujące zajęcia proste muszą liczyć się z tym, że ich „śruba płacowa” raczej się przykręca.

Biznesmen przestrzegał też młodych ludzi przed pochopnymi, powierzchownymi decyzjami dotyczącymi zatrudnienia w Niemczech czy w Holandii. - Szczególnie ci, którzy nie myślą o wyjeździe na stałe, lecz o powrocie po jakimś czasie do regionu, powinni mieć na uwadze, że ważniejsze od tego, gdzie zarobią 50 eurocentów na godzinę więcej jest to, gdzie się więcej nauczą na przyszłość - mówił.

Przestrzegał, że planujący wyjechać na stałe, powinni pamiętać, że po ukończeniu 20. roku życia trudniej im wejść w życie w Niemczech niż ich urodzonym w Republice Federalnej rówieśnikom.

Nie tylko dlatego, że tamci mają bardzo często zaplecze materialne w postaci dorobku rodziców i dziadków. Kto przyjeżdża, musi się tego wszystkiego własnym wysiłkiem dorobić, startując od zera. I to jest istotne pytanie: Czy zdołam w ciągu pięciu lat ułożyć życie? Potrzeba też czasu, żeby wejść w inne społeczeństwo, jego kulturę, tradycję, obyczaje itp.

Niski poziom bezrobocia w Niemczech zbiega się - zdaniem Georga Smudy - ze stopniowym przechodzeniem na emeryturę pokolenia wyżu demograficznego.

A to oznacza, że wkrótce bardzo prawdopodobne jest przesuwanie się firm niemieckich na wschód w poszukiwaniu pracowników. Wyzwaniem dla opolskich władz samorządowych jest, by ten biznes zatrzymał się u nas.

O kompetencjach, które mają najwyższą wartość na rynku pracy w Polsce mówił Damian Dudek, dwupaszportowiec rodem ze Śląska, od lat pracujący w Warszawie, współwłaściciel agencji rekrutacyjnej.

Nie ukrywał, że wśród młodych osób bezrobotnych na polskim rynku pracy największą grupę stanowią absolwenci politologii, psychologii, filozofii, socjologii, dziennikarstwa i prawa.

Miał natomiast dobrą wiadomość dla młodzieży ze środowiska mniejszości, zwłaszcza bardzo dobrze radzącej sobie z językiem niemieckim.

- Na rynku mamy teraz czas poliglotów - mówił Damian Dudek. - Osoby znające języki mogą liczyć na pracę często od ręki, dobrze płatną, z możliwościami rozwoju kariery zawodowej, na przykład w rozwijających się u nas dynamicznie tzw. centrach usług wspólnych.

Wiele takich firm nie oczekuje od kandydatów pogłębionej wiedzy z księgowości, nierzadko nawet wyższe studia nie są warunkiem koniecznym. Są raczej mile widziane. Nastawienie tego typu pracodawców jest następujące: Jeśli znasz dobrze języki obce, reszty cię nauczymy.

Przy czym znajomość języka angielskiego jest zwykle konieczna, ale nie jest wystarczająca. Angielski jest jak dowód osobisty. Trzeba go mieć, ale szanse otwiera znajomość kolejnych języków.

Znający niemiecki i francuski, także czeski, są zdecydowanie są w grupie osób poszukiwanych. Jeszcze lepsze warunki w wyścigu o pracę daje znajomość języków skandynawskich: szwedzkiego, duńskiego, fińskiego, norweskiego. Kto zna duński, może na początek liczyć na pensję w wysokości 6-7 tys. zł. Poszukiwani są także mówiący po hebrajsku i po arabsku.

Migracyjny ruch w drugą stronę wykonała jedna z uczestniczek seminarium, Anja Kakol. Niemka urodzona w Dortmundzie mieszka w Warszawie i pracuje jako analityk w jednym z banków. Anja bardzo dobrze mówi po polsku (jej rodzice wyjechali do Niemiec z Gdańska przed jej urodzeniem).

- Na niemieckim rynku nie miałabym większych szans - po moich humanistycznych studiach - na pracę w bankowości - mówi Anja. - W Warszawie czuję się bardzo dobrze, nigdy nie spotkała mnie z powodu mojej narodowości żadna przykrość. Przyzwyczaiłam się już do pytań, kim się czuję. Na początku byłam zaskoczona, w Niemczech nikogo to nie interesowało. I to nie jest dla mnie problem. Czuję się Europejką i to mi wystarcza i w Dortmundzie, i w Warszawie.

Czy po konferencji jej uczestnicy podjęli decyzję o wyjeździe lub pozostaniu? Raczej nie. Ale z pewnością zyskali materiał, by odpowiedzieć na to pytanie bardziej świadomie i dojrzalej.

- Pytanie i odpowiedź nadal są trudne - przyznaje Ewa Joszko, która kończy właśnie studia germanistyczne i europeistykę - ale pewne rzeczy zostały rozjaśnione. Jedno wiem, decyzji o migracji lub pozostaniu nie wolno podejmować pochopnie. To musi dojrzeć. Przed przyjazdem tutaj skłaniałam się raczej w stronę emigracji. Teraz wiem, że nic nie jest ani białe, ani czarne.

Pogoda
09 grudnia
poniedziałek
Newsletter
Kalendarz
Kursy walut
1 EUR = 4,27 PLN
1 CHF = 4,59 PLN
1 USD = 4,03 PLN